wtorek, 3 lutego 2015

Bee-ee-eeznadziejna


W związku z tym, że weekend upłynął nam w powiększonym rodzinnym składzie, kamizelka dopiero na wykończeniu. Jak na pierwszy taki projekt wyszło całkiem nieźle :D Choć muszę przyznać, że szydełko nie jest wdzięcznym pomocnikiem w tworzeniu ubrań, nawet dla małych istotek. Jednak w tej roli lepiej sprawdzają się druty.
Ale przyznacie chyba, że Mamdruta brzmiałoby nieco, hmm, dziwnie...




Co do samej kamizelki, jest dość ciężka i kosztowała mnie prawie 40 zł, nie licząc pracy, co sprawia, że do sklepu chyba nie trafi... Aczkolwiek Starszy Zbój jest nią zachwycony i błaga mnie, abym zrobiła taką także jemu. Tak sobie schlebiam, że to dlatego, że jest cudowna i taka chłopięca i aż chce się ją po prostu MIEĆ, ale życie nie jest takie piękne. Po prostu młodszy brat ma, to i ja chcę. Bardziej prawdopodobny scenariusz. Co robić - obiecałam, że zrobię, nie wiem tylko z czego. I... może znajdę w końcu swoje druty, które, jak igła w stogu siana, przepadły. Także ten...wiecie, będą dwie :D Moi kamizelkowi bracia.

No a  Mały Zbój, już na przymierzaniu kamizelki robił dantejskie sceny, że niby jakąś kolczugę, albo kaftan mu nakładam, w którym żyć już nie będzie mógł i mdlał teatralnie u mych stóp. Składam to na barki złych wspomnień, kiedy to mama godzinami ślęczała z tym Wstręciuchem Zielonym w ręku, zamiast miziać i giziać samotnego Synusia i po raz enty opisywać rodzinę świnek (tata świnka, mama świnka... George... Peppa... dinozaur.... rułaaaaałłłł!). Mam nadzieję, że gdy schowam straszydło na jakiś czas, wspomnienia ulegną zatarciu. Czas leczy rany.

Kamizelce brakuje jeszcze guziczka, więc na zdjęcie w całej okazałości i, tym bardziej,  na modelu przyjdzie jeszcze poczekać.






Beee-eee-eeeznadziejna kamizelka, powiedziałby Młodszy Zbój, gdyby mógł.


Do następnego,
Mamhaka

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz